Automatyzacja w naszym życiu
Nowoczesność i automatyzacja przenika nasze życie, układając je na nowo w nowe formy działania. Zmienia się sposób pracy po kolei w każdej dziedzinie. To co kiedyś było niezmienne, zmienia się wciąż i na nowo. Jednym z zauważalnych trendów staje się użycie automatów, botów, aplikacji do czynności które kiedyś człowiek wykonywał sam i osobiście. Już nie jeździmy z mapą którą na kolanach trzymał współpasażer-pilot, załączamy jedynie nokia maps w komórce. Wszystko staje się klikalne.
I, robot…
Sprawdźmy, w jakim stopniu owa tendencja dotarła do działu usług, jakim są tłumaczenia języków obcych. Pierwszym potężnym udogodnieniem w pracy tłumacza stał się internet doby globalnej wioski. Wszystko można sprawdzić „w Googlu”, nawet częstotliwość wystąpienia danej frazy w danej lokalizacji. Plusem okazały się słowniki te internetowe oraz elektroniczne stacjonarne.
Ale prawdziwą przemianę w sztuce tłumaczeń uczyniły (pół-)automaty, programy tłumaczeniowe. To, co kiedyś tłumaczyło się godzinami, ślęcząc nad tekstem przy stole obłożonym słownikami, teraz odbywa się na ekranie komputera, dodatkowo komputera zaopatrzonego w różne wspomagające aplikacje. Teraz każdy tłumacz może nabyć odpowiedni program, który po odpowiednim „zaopatrzeniu” go w bazę słów, synonimów czy znaczeń pomaga w przekładzie tekstów.
Szybciej czy znaczy lepiej?
Ale czy na pewno to ułatwienie poprawia jakość tekstu? Czy wręcz przeciwnie?
Wrażenie z dotychczasowego kontaktu z dziełem takich programów jest takie, że jakość przekładu nawet się obniżyła. Jednak tłumaczenie, czyli działanie z pogranicza literatury, twórczości i pracy wybitnie umysłowej, nie da się porównać z tworzeniem przykładowo tekstów do pozycjonowania za pomocą synonimów .
Jest ku temu kilka przesłanek.
Po pierwsze, co potwierdzają biura tłumaczeń w Poznaniu, programy nie znają gramatyki a nawet mają problem z właściwym szykiem. Jak wiadomo szyk w języku angielskim jest (przeważnie) dokładnie odwrotny niż w polskim. Po drugie, przy nieumiejętnym użyciu programu, można otrzymać zupełnie inny tekst. Często wyrazy mają po kilka znaczeń. np piaskarka, czy chodzi o samochód czy o maszynę?
Podsumowując, w tłumaczeniach ciągle człowiek jest niezastąpiony i najważniejszy, a programy tłumaczeniowe czeka jeszcze długa droga
My, jako tłumacze, nie powinniśmy przyjmować zleceń od biur tłumaczeń, polegających na post editingu. Co to jest? to sprawdzenie i korekta po automatycznym procesie translacji. Stawki za taką pracę są zazwyczaj bardzo niskie, bo to przecież „tylko” korekta „dobrego” tłumaczenia a wymagania co do jakości niesamowicie wysokie. Nie podcinajmy sobie gałęzi, na której siedzimy!
Zgadzam się z Przedmówcą. Poprawianie ogólnie – po automacie i po nieudolnym człowieku również – jest nieraz „masakrą” i oznacza w praktyce tłumaczenie od nowa. A cena jest za korektę.
Trzeba by tylko znaleźć jakiś sposób, żeby przekonać o tym klienta, dla którego najważniejsza zazwyczaj jest tylko cena.